A dzisiaj.. oddaję do głosu moje drugie „ja”, oto spostrzeżenia dietetyka, który na co dzień zajmuje się pacjentami po przeszczepach szpiku.
Wpis ten powstał w wyniku zaistniałej sytuacji podczas mojego krótkiego, sierpniowego wypadu nad morze.
Sytuacja prosta: Stoisko z lodami tajskimi. Wiecie na czym to polega – wybieracie smaki, a lody przygotowywane są na Waszych oczach.
Fajna sprawa. Dopóki nie przyjrzycie się co tak naprawdę się dzieje.
Kolejka ogromna, ludzie odbierają swoje porcje lodów, a Pan przygotowujący – za każdym razem macza CAŁY rękaw w kolejnych porcjach niezmrożonych jeszcze lodów.
Przyjemnie? Co chwilę to nowa warstwa.. i raczej za często Pan tej bluzy nie zmienia, więc pewnie co dzień to nowa dokładka. Poza tym – nie oszukujmy się – nie ściąga tej bluzy mając przerwę, nie ściąga jej opierając się o blaty lub idąc za potrzebą do toalety. A może jeszcze wyciera w nią ręce, bo nie ma ręczników papierowych?
Lody pewnie dobre. Ludzie zajadają ze smakiem.
Nikt nie zwraca na to uwagi.
Oprócz mnie i mojej drugiej połówki, która przez przebywanie ze mną sama zaczyna zwracać uwagę na takie rzeczy <3
Nikt nie podejrzewa, że coś może być nie tak – no bo przecież robią lody na moich oczach, nie?
Nie wspominając już, że o jednorazowych rękawiczkach można sobie pomarzyć.
I sytuacji takich wiele.
Powiecie – nic nadzwyczajnego.
Ogólnie cały ten turystyczny „przemysł jedzeniowy” trochę doprowadza mnie do białej gorączki.
Sztućce niby umyte, wrzucane gołą ręką do pojemnika wystawionego dla turystów, która przed chwilą – gołą ręką bez rękawiczek – wyrzucała resztki jedzenia z talerzy klientów.
A kto to wie, kto to jadł i jakie przenosi bakterie?
Niby nic, sytuacji takich ogrom.
Dzieci przebierające w tych sztućcach – bo wiadomo, trzeba wybrać najfajniejszy widelec – a przed chwilą zabawa w ziemi. Dzieci to dzieci, mają do tego prawo. Ale gdzie jest wtedy rodzic?
Dalej, nikt nie zwraca na to uwagi.
Oprócz mnie – osoby, która na co dzień wypatruje zagrożeń i uczula na nie swoich pacjentów po przeszczepach szpiku z „zerową” odpornością.
I dziwić się, że nie pozwalam im na początku swojej „poprzeszczepowej” drogi jadać w miejscach publicznych?
Być może mam szczęście do takich sytuacji, ale byłam też kiedyś świadkiem „wydarzenia”, gdy Pan sprzedający codziennie watę cukrową (pominę już fakt bezzasadności spożywania takich wyrobów..) w turystycznej miejscowości pewnego wieczoru poszedł umyć misę (w której robi się watę)… w JEZIORZE. Ot tak, przecież w jeziorze wygodnie.
I z codziennych, sklepowych sytuacji, które niezmienne są od lat – kupowanie pieczywa bez opakowania w marketach.
Jest to coś, co za każdym razem mnie przeraża.
Po pierwsze i niestety jak najbardziej prawdziwe – większość ludzi nie używa do wybierania pieczywa żadnych woreczków. Już pominę fakt, że pomacają i odłożą – „bo ta bułka jest za mało wypieczona”. No i prawda jest też taka, że akurat ludzie, którzy zakładają te foliowe rękawiczki są przeważnie najmniejszym źródłem potencjalnych zanieczyszczeń mikrobiologicznych czy pasożytniczych, bo dbają o higienę – w przeciwieństwie do osób, które wpadają do sklepu np. po jedną bułkę i kilka puszek z % na etykiecie. Ale – to są najbardziej oczywiste zagrożenia. Ludzie, którzy na co dzień nie za bardzo dbają o higienę rąk.
Inna sprawa dotyczy nas samych – bo o tym już większość osób nie myśli, a powinno.
Chciałabym Was uświadomić, że swoją własną, piękną, wypielęgnowaną dłonią również możesz przenosić bakterie lub pasożyty.
To, że masz w zwyczaju brać i pakować do woreczków tylko to pieczywo, które sam dotknąłeś – jest fajne – ale nie oznacza, że nie niesie ze sobą potencjalnego zagrożenia.
O co chodzi?
Czy przed dotknięciem tego pieczywa umyłeś ręce? Wiadomo, że NIE. No ale powiesz, że „to moje zarazki”. No…niekoniecznie. Bo na przykład trzy minuty wcześniej pakowałeś sobie na dziale warzywnym marchewkę oprószoną ziemią (np. wraz z jajami pasożytów). Proste? Proste. Nie zdajesz sobie z tego sprawy, dopóki nie masz takiej konieczności. I życzę Ci, żebyś nigdy nie miał.
I o ile zagrożenia dla osób zdrowych nie są tak przerażające, to patrząc na osoby z którymi mam do czynienia na co dzień – pacjenci podczas chemioterapii, po przeszczepach szpiku – ryzyko jest ogromne. Ale tyczy się to również stanów fizjologicznych – kobiet w ciąży i małych dzieci. No i nie oszukujmy się – każdego z nas – nawet jeśli nasza odporność jest prawidłowa – każdego z nas dotyczy to co jemy, a higiena żywności jest jednym z najważniejszym punktów, o które musimy dbać myśląc o prawidłowym żywieniu.
Żywność jest nam niezbędna do życia, jest dla nas źródłem makroskładników, witamin i związków mineralnych. Ale może być potencjalnym zagrożeniem.
Listerioza, toksoplasmoza (które mogą powadzić do poronień u kobiet w ciąży), salmonelloza, czy wirusowe zapalenie wątroby typu A – to tylko garść chorób, do których prowadzi nieprzestrzeganie higieny rąk w kontakcie z żywnością.
Pamiętajcie o kilku najważniejszych zasadach:
1) Zwracajcie uwagę na to kto i w jaki sposób przygotowuje dla Was posiłek, jak on jest podany i jak sprzątany (to też wiele mówi o higienie przygotowywania żywności)
2) Zawsze porządnie myjcie warzywa i owoce, nigdy nie dajcie się skusić na propozycje na targowiskach typu „proszę – śliweczka, proszę spróbować jaka dobra”). Nigdy nie próbuję – po pierwsze jest nie umyta, po drugie – podaje mi ją ręka, która dotykała przed chwilą niezliczoną ilość monet, które były w niezliczonej ilości rąk i miejsc. Pamiętajcie, że pieniądze – to jest dopiero źródło zanieczyszczeń!
3) Jeśli macie zamiar jeść pokrojone surowe owoce lub warzywa – należy je dokładnie umyć, również po pokrojeniu (przy obieraniu i jednoczesnym krojeniu można przenieść zanieczyszczenia na nożu)
4) Zawsze myjcie mięso, które będziecie przygotowywać do obróbki kulinarnej.
5) Miejcie w domu osobną deskę do krojenia surowego mięsa – najlepiej szklaną – bo łatwo ją umyć i nie posiada żadnych wgłębień
6) Produkty nadpsute, z widoczną pleśnią lub obiciami należy bezwzględnie wyrzucić zamiast odcinać kawałek z danym uszkodzeniem
7) Starajcie się unikać kupowania pieczywa, do którego każdy ma dostęp lub stoi odkryte – i owszem – nie jest w zasięgu każdej ręki – ale kichania już owszem…
8) I jeszcze coś, co doprowadza mnie do szaleństwa, a zauważyłam, że baaaaardzo wielu ludzi kompletnie nie zwraca na to uwagi – pakowanie jedzenia w woreczki foliowe. Bardzo Was proszę – jeśli pakujecie bezpośrednio w woreczek jakąś żywność – wykorzystujcie do tego jednorazowe, nigdy nie używane woreczki foliowe przeznaczone do kontaktu z żywnością. Nie wkładajcie np. pieczywa/ lub czegokolwiek – np. ugotowanego makaronu – w woreczek (nawet mały), w którym przynieśliście zakupy i jest „czysty”. To, że mieliście w nim opakowane produkty żywnościowe np. mleko w kartonie, coś tam w butelce – nie oznacza, że jest czyste. Te opakowania również przechodziły przez tysiące rąk zanim trafiły do Waszej siateczki.
9) Przede wszystkim patrzcie, obserwujcie i próbujcie odnaleźć drogę w jaki sposób to jedzenie do Was trafia. Nie popadajcie w paranoję, jeśli „nie ma takiej potrzeby”, ale zastanówcie się czasem czy to co kupujecie jest dla Was dobre i bezpieczne. Jeśli macie wątpliwości – odpuśćcie.
Dbajcie o higienę i bezpieczeństwo żywności, bo to, że jesteście zdrowi – nie daje gwarancji, że Wasz organizm zawsze będzie sobie dobrze radził z zagrożeniami jakie niesie ze sobą spożywanie żywności o wątpliwej „jakości higienicznej”.
Nie dajcie się zwariować, bo (z autopsji wiem – jako osoba zawodowo wyczulona na jakość i bezpieczeństwo żywności) życie takie nie jest proste ? I choć rzadko zdarza mi się jeść „na mieście”, to nie raz będąc gdzieś, na wyjeździe – szukanie odpowiedniego miejsca na jedzenie, nie wyglądającego dla mnie „podejrzanie” graniczyło z cudem, wiązało się z przejściem kolejnych kilometrów i kończyło się powrotem do domu – i zjedzeniem czegoś przygotowanego samemu ;D